Z Markiem Finkowskim, prezesem Pogoni Grodzisk, która świętuje w tym roku stulecie istnienia, rozmawiał Krzysztof Bońkowski (Grodziskie Pismo Społeczno-Kulturalne Bogoria)

K.B. – Jubileusze sprzyjają powrotom do historii. Co wiemy o początkach Pogoni Grodzisk?

M.F. – Klub został założony w czerwcu 1922 roku pod nazwą Świt z inicjatywy Henryka Poczekalewicza, pierwszego prezesa. Był to legionista, wysłany przez Józefa Piłsudskiego do organizacji tego typu stowarzyszeń, bo marszałek był wielkim orędownikiem powszechnej kultury fizycznej. W 1926 roku klub przyjął nazwę Pogoń, zapewne na cześć lwowskiej Pogoni, która wówczas była najlepszą i najbardziej znaną drużyną piłkarską w kraju.

K.B. – Jak się wiodło klubowi przed wojną?

M.F. – To był klub wielosekcyjny, który ogniskował działalność w rozmaitych dyscyplinach sportowych – od piłki nożnej, przez tenis, szermierkę, lekkoatletykę, po hokej i boks. Mecze hokeja rozgrywano na Stawach Walczewskiego, z kolei pięściarze boksowali w hali fabryki Iwis, czyli tu, gdzie dziś stoi Centrum Kultury. Co ciekawe, ci sami zawodnicy uprawiali różne dyscypliny.

K.B. – Były jakieś spektakularne sukcesy?

M.F. – Ponieważ to był sport czysto amatorski, to trudno było o tytuły mistrzowskie. Ale piłkarze Pogoni potrafili wygrać z warszawską Polonią, która była wówczas mocnym klubem, Włodzimierz Kałagate, ojciec zmarłego grodziskiego mecenasa, wygrywał spotkania bokserskie z pięściarzami Legii, podobnie jak słynny bramkarz „Cygaro”, czyli Stanisław Dziekański, mój były sąsiad. Bo ul. Montwiłła była wówczas sportowym zagłębiem miasta. Przed wojną dużą popularnością cieszyły się biegi przełajowe. Jeden z nich miał metę na stadionie Pogoni i zwyciężył nasz zawodnik, pokonując m.in. słynnego Janusza Kusocińskiego, złotego medalistę olimpijskiego.

K.B. – W latach PRL-u klubom sportowym często patronowały zakłady pracy. W przypadku Pogoni było podobnie?

M.F. – Jednego patrona nie było, ale klub mógł liczyć na wsparcie zakładów pracy, szczególnie największych – Fabryki Tarcz Ściernych i Polfy. To były zakupy strojów, sprzętu, a przede wszystkim… etaty dla zawodników.

K.B. – Obecnie Pogoń kojarzy się z piłką nożną. Kiedy klub przestał być wielosekcyjny?

M.F. – Jeszcze po wojnie długi czas były różne dyscypliny, ale taką cezurą są lata 60., kiedy działalność zakończyła sekcja hokeja, a sekcja tenisa ziemnego wydzieliła się i powstał osobny klub. Tenisiści dzielili teren dzisiejszych kortów z hokeistami – zimą wylewało się wodę i było lodowisko, a latem były tam korty.

K.B. – Przez lata piłkarze Pogoni walczyli o grę w III lidze. Z jakimi efektami?

M.F. – Przez długi czas największym sukcesem był awans do III ligi w 1958 roku. Udało się ten wynik powtórzyć w latach 60., a potem już długo, długo nic. Znów blisko byliśmy w latach 90., ale zawsze czegoś brakowało. Dopiero w latach dwutysięcznych w III lidze zagościliśmy na dłużej, choć zdarzały się też spadki, głównie w wyniku kolejnych reorganizacji rozgrywek. Kiedy w 2019 roku powróciliśmy na ten szczebel rozgrywkowy, wydawało się, że to jest właściwe miejsce dla naszego klubu. W pierwszym sezonie graliśmy o bezpieczny środek tabeli, a w kolejnym… okazało się, że mamy tak mocny zespół, że możemy walczyć o II ligę. I awansowaliśmy!

K.B. – Drugoligowa przygoda potrwała rok. Czego zabrakło, by uniknąć spadku?

M.F. – Czterech punktów. A poważnie mówiąc, przeskok między trzecią a drugą ligą jest olbrzymi. To są rozgrywki centralne, prowadzone przez PZPN, a nie przez związek wojewódzki, konieczne było dostosowanie stadionu, oświetlenia, masa różnych szczegółów. Również pod względem sportowym różnica jest kolosalna. Grają tam piłkarze nie tylko z ekstraklasową przeszłością, ale i reprezentacyjną. W naszej kadrze tylko Damian Jaroń miał okazję zaliczyć grę w ekstraklasie, natomiast dla większości naszych chłopaków był to debiut w lidze centralnej.

K.B. – Mimo spadku Pogoń poczynała sobie obiecująco.

M.F. – Sprawozdawcy, którzy omawiali poszczególne mecze, mówili że żałują spadku Pogoni, bo dużo wnieśliśmy do tej ligi. Potrafiliśmy urwać punkty takim tuzom jak Ruch Chorzów czy Motor Lublin. Niestety, mieliśmy nieco za krótką ławkę przygotowanych do szczebla centralnego zawodników rezerwowych, co było widoczne zwłaszcza w rundzie wiosennej. Oczywiście ma to związek również  pieniędzmi. Nasz budżet wynosił ok. 2,5 mln zł i był jednym z najniższych w II lidze. Dla porównania, zródła klubowe podają, że Polonia Warszawa w III lidze miała do dyspozycji 4 mln zł, a teraz po awansie jej budżet został podwyższony do 7 mln zł.

K.B. – Gdy rozmawiałem z dawnymi piłkarzami Pogoni, podkreślali, że kiedyś w klubie grali sami wychowankowie. Da się obecnie zbudować w piłce seniorskiej zespół złożony z wychowanków?

M.F. – Da się i my takim dysponujemy. Rezerwy Pogoni, gdzie grają głównie nasi młodzieżowcy, występują w lidze okręgowej i dobrze sobie radzą. Ale mamy wybór: albo gramy w okręgówce i szczytem marzeń jest awans do IV ligi, albo chcemy walczyć o wyższe cele i musimy szukać wzmocnień. Bo drużyny na szczebel centralny złożonej w większości z wychowanków nie potrafią zbudować ani Legia Warszawa, mimo znakomitej akademii, ani choćby Znicz Pruszków.

K.B. – Chcemy okręgówkę czy wyższe cele?

M.F. – Chcemy mieć piłkę na poziomie centralnym i na pewno podejmiemy walkę o powrót do II ligi. Dlatego już przygotowujemy zespół do nowego sezonu. Część zawodników odeszła, bo skończyły im się kontrakty, część zawodników wraca. Z podstawowych zawodników ubył np. bramkarz Artur Haluch, ale kręgosłup drużyny pozostał. Duża w tym zasługa naszego dyrektora sportowego Sebastiana Przyrowskiego, który to stanowisko łączy z pracą trenera bramkarzy. Korzystamy z jego kontaktów, znajomości, doświadczenia i zdolności menadżerskich. Jednocześnie, do treningów i meczów sparingowych zapraszani są rokujący młodzi zawodnicy z naszej okręgówki i zespołu juniorów, bo bardzo chcemy aby więcej ich grało w pierwszym zespole. Każdemu dajemy szansę.

K.B. – Ubiegłoroczny awans do II ligi to największy sukces klubu w stuletniej historii. Ale były też sukcesy wychowanków.

M.F – Pierwszym znanym wychowankiem był Władysław Soporek, reprezentant Polski, król strzelców ekstraklasy i mistrz Polski w barwach ŁKS-u. Pod koniec lat 60. i w latach 70. sporą karierę zrobił Władysław Dąbrowski, który zaliczył wiele spotkań w ekstraklasie jako zawodnik Legii Warszawa i Widzewa Łódź. W podobnym okresie w Legii grał Waldemar Tumiński, olbrzymi talent, grał również w reprezentacji olimpijskiej, a później także w Belgii. Obaj na zakończenie kariery wrócili do Pogoni i występowali w latach 90, jako grający trenerzy. Ciekawą karierę miał Tomasz Feliksiak, który grał m.in. w Górniku Łęczna, a w Zniczu Pruszków po jego podaniach bramki zdobywał… Robert Lewandowski. Obecnie możemy się pochwalić Mateuszem Wieteską, który z powodzeniem występuje w ekstraklasie jako zawodnik Legii, a wcześniej Górnika Zabrze. W czerwcu zadebiutował w reprezentacji. Warto wspomnieć, że w Pogoni karierę trenerską zaczynał Janusz Wójcik, późniejszy trener srebrnej drużyny z igrzysk w Barcelonie, a potem selekcjoner.